Tudzież sekciarstwo, tudzież spisek
żydokomuny, tudzież... Słuchając w ramach relaksu świetnego
radia o dźwięcznej nazwie "Maryja" (doskonała
rozrywka - polecam!) trafiłem kiedyś na audycję o
sektach. Owóż jakiś nawiedzony ksiądz prowadził z
nimi walkę za pomocą słowa (a może Słowa?),
przestrzegał, gromił i plagi egipskie na sekty sprowadzał,
a żeby nie być gołosłownym i określić na co on w
sumie te bluzgi rzuca to postanowił pojęcie sekty
zdefiniować. I włosy zjeżyły mi się na głowie!
Scenowicze! Oto bowiem jesteśmy sektą!
Zacny duszpasterz w swojej definicji
wyszedł od tego, że sekta to jakiś mniej lub bardziej
formalny związek - uwaga! - nie tylko wyznaniowy! Czyli
nie trzeba koniecznie w coś tam wierzyć, żeby do sekty
należeć. Nie trzeba wyznawać Wielkiej Wiary w UFO, czy
też Przekonania Do Leczącej Mocy Czyraków Zacharatustry.
Nie! Szanowny ksiądz podał przykłady takich ruchów,
jak np. Falung Gong (czy jakoś tak), członkowie którego
zajmują się głównie ćwiczeniami relaksacyjnymi w celu
zdobycia spokoju i swobody ducha, czy też innych jakichś
Yoginów. To też są sekty i to "jakie prężne"
(cytat). Przemyślawszy sprawę stwierdziłem, że co
prawda wyznawcy sceny nie uprawiają jakichś sportów ogólnorozwojowych,
czy też służących innym celom transcendentnym ale w
zamian uprawiają rytualne picie (na party zwłaszcza) i
rytualne siedzenie przed kompem trwające czasem długie
godziny i mające cechy samoumartwiania. Sami powiedzcie
co jest potencjalnie niebezpieczniejsze: sporty czy też
odprawianie niejasnych rytuałów?
Kolejną cechą wymienioną przez
szanownego księdza było "stworzenie ogólnego wrażenia
otwarcia sekty na problemy człowieka, mamienia go możliwością
tych problemów rozwiązania". Czyli dla mniej
kumatych: masz człowieku problem? Już go nie masz! My go
rozwiążemy! I niech ktoś mi teraz powie, że nie jest
to żywcem zacytowana formuła friendshipu? Ksiądz wyraźnie
pije tutaj do scenowego rytuału pomocy innym, tych niekończących
się advertów z dopiskiem w stylu "if you're beginer
musik maker write to Me! 100% answer! Friendship rulez!"
(pisownia oryginalna zerżnięta żywcem z jakiegoś adv).
Sami chyba najlepiej wiecie ile coś takiego jest warte.
Zazwyczaj skuszony czymś takim młody "musik maker"
zasiada do napisania listu, w którym opisuje swoje z FT2
problemy, nakleja znaczek, wrzuca całą rzecz do skrzynki
i czeka cierpliwie w przekonaniu, że oto już niedługo
zostanie twórcą scenowych hitów. Jakże się jednak
myli! Po dwóch, trzech miesiącach oczekiwania zaczyna się
poniekąd wkurzać brakiem jakiejkolwiek odpowiedzi, a że
wpojono już w niego nieskończenie wielką miłość do
sceny (o tym nieco później) to zwala chłopina winę na
bogu ducha winną pocztę czy jakiś inny niezależny
czynnik. Oczywiście nie ma to sensu, bo właśnie został
wystawiony do wiatru o czym jednak nie wie i w takim
przekonaniu już pozostanie. Przewidział to Wszechwiedzący
ksiądz! Słyszałem jak mówił do mikrofonu słowa
Prawdy: "...ale to złudzenie. Sekta nie rozwiąże
niczyich problemów! Sekta problemy te wykorzysta dla własnych,
niecnych celów!" (btw: szanowny księże, czytanie z
kartki to też pewna umiejętność, zwłaszcza zaś w
radiu. Strasznie sztywno to wychodzi, trzeba by nad
warsztatem nieco popracować. Niestety, wiem coś o
tym...).
Z powyższym wiąże się nieco
kolejna cecha sekty, którą ksiądz określił jako
"pranie mózgu". Oooo, to jest temat - rzeka!
Powszechnie wiadomo, że aby sekta działała sprawnie,
aby sprawowała kontrolę nad swoimi członkami, potrzebne
jest odpowiednie tych członków "urobienie".
Robi się to za pomocą "prania mózgu" czyli
wielu technik wpływania na członka sekty. W ostateczności
stosuje się nawet środki psychotropowe (dragi po prostu)
i przemoc - czyli wszystko co tylko można wykorzystać,
aby członek sekty w tejże pozostał i na jej rzecz działał.
Scena pod tym względem działa w oparciu o siłę słowa
(masz Smuggi rację - text writerzy to jednak rzeczywiście
szare eminencje sceny). Powstają całe dzieła w temacie
"jaka to scena jest cool", opisuje się jej
plusy, marginalizuje minusy, obiecuje się nowe,
niesamowite doświadczenia, nowe możliwości wyrastające
nagle przed nieświadomym a czytającym takiego arta człowiekiem
z zewnątrz. Jest to także sposób na sianie wewnętrznej
propagandy, ugruntowywanie pewnych wartości, tworzenie
pewnych wzorców i tradycji. Doskonałym przykładem
takiego postępowania są liczne arty niżej podpisanego,
który gloryfikuje wszystko i wszystkich, nęci i wabi nieświadomych
czytających, stara się jak może przyciągnąć jak
największą ich liczbę. Sekta przecież w siłę rosnąć
musi! Takie działanie to właśnie pranie mózgu, o którym
wspomniał Przenikliwy ksiądz. Ale to nie koniec jeszcze!
Scena jest o wiele perfidniejsza niż pierwsza lepsza z
brzegu sekta! Oto bowiem członkowie tej sekty tworzą
ogromną ilość artów tę sektę... krytykujących! Jakże
to więc, zapytałby ktoś z zewnątrz, członkowie sekty
krytykujący samych siebie? O co tu chodzi, zapytałby ten
ktoś. Oto właśnie w pełni działa wyżej wymieniona
perfidia. Tworząc takie arty scenowicze tworzą zarazem
wrażenie AUTENTYCZNOŚCI swojej sekty. Sekta żyje,
kontrolują ją sami jej wyznawcy, stwarza się wrażenie
- bo ja wiem - demokracji? Chyba tak, o to właśnie
chodzi: młody, niedoświadczony adept sceny ma wrażenie,
że swoimi wypowiedziami będzie miał na scenę - sektę
wpływ. Że nie jest we władzy jakichś bliżej nie określonych
ośrodków, że liczy się jako człowiek, że jego
dokonania będą docenione, że współtworzy COŚ
wielkiego, wszechogarniającego... Oczywiście nie ma
racji i myli się tragicznie! Ale ma przeświadczenie słuszności
swoich myśli i o to właśnie chodzi. Drogi księże!
Jesteś wielki!
Kolejną cechą typową dla sekty
jest, według księdza, istnienie charyzmatycznej
jednostki, której sekta jest podporządkowana. No, tu się
nieco rozmija definicja sekty z rzeczywistością scenową.
Jest bowiem tak, że nie ma JEDNEJ charyzmatycznej
postaci. Tych postaci jest SPORO. Nazywa się to w kręgu
sceny "Elita" i to właśnie owa Elita tworzy
charakter sceny, jej trendy, czasami ma wpływ na być czy
też nie być jakiegoś scenowca na scenie. Są to
niepodważalnie jednostki charyzmatyczne, ogólnie znane
scenowcom, którzy z ich zdaniem się liczą, w ich ślady
biegną, chcą generalnie być "jak Elita" i za
szelką cenę do Elity się wkręcić. Elita powstaje w
wyniku wielu okoliczności, których spełnienie i tak nie
zawsze zezwala na wkręcenie się do tego ekskluzywnego
towarzystwa. Te okoliczności to: rozmiar wkładu własnego
w scenę (czyli twórczość), wkładu tego jakość
(czyli musi to być zajebiste), także czasokres działalności
(latka lecą = pozycja większa (nie zawsze ale coś w tym
jest)).
Jedną z ostatnich cech jakie Przeświatły
ksiądz wymienił było bezapelacyjne oddanie się sekcie.
Jak to ma się do sceny? Rozejrzyj się drogi scenowiczu!
Otwórz oczy i popatrz dookoła! Czy widzisz, jak scena
wkracza w twój język, staje się twoim nałogiem, czy
wychwytujesz te momenty, kiedy na reklamy zaczynasz mówić
adverty, kiedy podziwiając odbicia w czystej karoserii
samochodu z uznaniem mówisz o dobrym renderingu, kiedy mówisz
nieco oszołomionej matce, że idziesz na party a nie na
imprezę, czy widzisz jak twoja dziewucha/chłopak oddalają
się od ciebie znacznie bo właśnie odpisujesz na któryśtam
list i czasu dla nich po prostu nie masz, czy sprzątnąłeś
już zwłoki swojej świnki morskiej/chomika/rybek/kota
czy innego zwierzątka, dla którego nie masz teraz czasu,
czy zastanawiasz się nad wysokością rachunków od
twojego okulisty, czy myślisz sobie, że to chore by
chcieć samplować ryk miejskiego autobusu, loopować go i
wrzucić jako niezły podkład pod jakąś industrialną
nawalankę...? Czy, czy, czy... Nie oszukuj się, scena
stała się dla ciebie narkotykiem, o niewielu innych
rzeczach potrafisz myśleć, ba! - nie chcesz nawet! O,
drogi księże! Moc słów Twych poraża!
Rekapitulując: scena jest związkiem,
co prawda nie wyznaniowym ale nie jest to, według Słów
Duszpasterza, konieczne; scena mami możliwością rozwiązania
problemów człowieczych (friendship wszak rulez!); scena
dokładnie i systematycznie pierze mózgi ludzi w nią się
bawiących; scena posiada swoją jednostkę charyzmatyczną,
w dodatku niejedną!; wyznawcy sceny są jej
bezapelacyjnie oddani, wkracza ona w każdą dziedzinę
ich życia. Czy więc scena jest sektą?
Światły i Jedyny Duszpasterz
udowodnił Wam chyba, że tak!
P.S. Koniecznie, ale to koniecznie
odwiedźcie najbliższą świątynię swojego wyznania,
rzućcie się na kolana i błagajcie o przebaczenie gdyż
niewątpliwie zbłądziliście! Długo się spowiadajcie i
ostro samobiczujcie (nie oszczędzajcie pejcza!). Może
wtedy zostanie wam wybaczone... Acha, dajcie też
odpowiednio dużo na tacę! I nie zapomnijcie o
rekolekcjach - one nauczą was jak się myśleć powinno!
|
Scena
komputerowa, co to jest?
Czy
to czary?
Demony
wojny
Kim
zostanę gdy dorosnę?
W
sprawie magów...
Scenowa
masoneria
Międzyludzki
wymiar sceny
Jak
to się robi na południu...
Scene
Corner w CDA - po co?
Sodoma
i Gomora czyli powstania produkcji opisanie...
O
wyższości sceny nad świętami Bożego Narodzenia
Nawrócony
na Atari
Z
deka krytyki...
Wywiad
z Vasco/Tristesse
Sprawozdanie
z wywiadu z zespołem Aural Planet
|