Tak jak każda praktycznie rzecz we
wszechświecie, także i produkcja scenowa ma swój czas i
miejsce tworzenia. Raz udaje się to lepiej, raz nieco gorzej,
ale zawsze odbywa się to podług pewnych zasad, pewnego
wypracowanego już od tysiącleci kunsztu (nikt mi nie wmówi,
że malunków naskalnych nie tworzył jakiś zblazowany
pre-grafik).
Wszystko zaczyna się od pomysłu. Pomysł
jest wynikiem pracy szarych komórek, a te, jak powszechnie
wiadomo, najlepiej sprawują się po zastosowaniu:
1. odpowiednio silnego środka dopingującego,
:-)
2. odpowiednio długiej dawki snu, :-))
3. połączenia jednego z drugim. :-)))
Sposobem absolutnie pewnym na osiągnięcie
maksymalnej wydajności przy zastosowaniu minimalnych środków
jest wypad do pobliskiego baru. Tam, po kilku litrach pewnego
napoju, którego reklamować nie wolno a którego i tak pije
się więcej niż oranżady, doznaje się stanu - powiedzmy -
twórczego uniesienia. W tym stanie wraca się we wczesnych
godzinach rannych do swojego mieszkania i wali prosto w pościel
nie myśląc o niczym innym (przy założeniu, że operacja
wracania przebiegła bez większych zakłóceń i nie
wmieszali się w to stróże prawa, którzy za swoje usługi i
wynajęty czasowo pokój każą sobie niestety słono płacić).
Rano, po odessaniu się od kranu i zwalczeniu bólu w okolicy
mózgoczaszki, ma się już gotowy konspekt swojej przyszłej
produkcji. Poranne objawy są typowe i nie należy się nimi
niepokoić. Ba, oznaczają one wytężoną pracę szarych zwojów
a wedle znanego wzoru fizykochemicznego wiadomym jest, że każda
praca pociąga za sobą zużycie energii, wydalanie ciepła
oraz całą masę innych skutków (po fluktuacje kontinuum
czasowo - przestrzennego włącznie). Organizm ludzki jest
cudowną machiną i sam z siebie będzie domagał się uzupełnienia
stanu płynów a bólem czaszki oznajmia czasowe wyłączenie
obwodów myślowych w celu ich regeneracji.
Po zwalczeniu objawów wytężonej pracy
umysłowej przysiadamy do przelania narodzonych w ten sposób
konceptów na papier, ew. monitor, ew. dysk, ew. do pamięci
kompa, ew. na/do czegokolwiek innego co jest w stanie toto
utrwalić. Przechodzimy wtedy do tzw. Fazy Wczesnej Obróbki,
Fazą Palenia Fajek zwanej. Sprowadza się to przemyślenia
formy, stylu, ogólnego przekazu jaki nasza produkcja ma
posiadać. Niestety jest to proces pracochłonny i często gęsto
na etapie FWO praca pada. Dzieje się tak przy osobowościach
leniwych, którym nie chce się poddać swojego zamysłu
odpowiedniej obróbce, tudzież przy osobowościach
genialnych, którym idee same przychodzą do głowy ale ich
wykonanie jakoś tak nie chcę się odbyć. Jest to jedna z większych
pułapek czekających na młodego scenowicza. Często słyszy
się kwestie typu: "Ale jak ja mam to, do k..., zrobić?"
albo "Przecież tego nie da się, k..., zrobić!!!".
Spowodowany tymi stresami spadek pewności siebie, zmiana ogólnego
podejścia do produkcji (od euforii do rozpaczy), potrafi zabić
niejeden dobry pomysł już na tym etapie. Wyjścia z zaistniałego
impasu są dwa:
1. dajemy sobie spokój i powtarzamy
numer z barem dla stworzenia kolejnego pomysłu, :-)
2. zwracamy się o pomoc do starszych i
bardziej doświadczonych scenowiczów. :-))
Pierwsze wyjście, aczkolwiek niezłe i
czasami wręcz pożądane, naraża nas niestety na kolejny
trwały ubytek środków finansowych, co może fatalnie odbić
się pod koniec miesiąca i zmusić (zazwyczaj biednych
studentów) do przejścia na dietę kartoflano - cebulową.
Zdecydowanie trafniejsze i bardziej pożądane (a także
bardziej wymierne finansowo) jest wyjście drugie.
W dobie technologii sieciowych,
globalizacji życia, swobodnego dostępu do informacji
(Chryste, skąd ja to biorę :-), wydawałoby się, że nie ma
nic prostszego jak nawiązanie kontaktu pomiędzy dwoma
przedstawicielami tej samej, szlachetnej, profesji. Oj, tu
zaczynają się niestety schody. Nie istnieje nic bardziej
mylnego niż powyższe domniemania. Święta naiwności Tego
Co To Pierwszy Raz, nie każ mu kajać się przed bandą
oprychów w jego wieku, którzy traktują go jak -
nieprzymierzając - "dziadek" biednego
"kota". Cóż się bowiem okazuje? Owóż wychodzi
na jaw cała kastowo - feudalna hierarchia struktury sceny.
Niby friendship, niby rulez ale tak naprawdę to dopiero
pochodzenie rulez a i to czasem nie rulez, bo jak twoja ksywa
nie jest znana, to sam szybko się przekonasz kto tu rulez.
Trochę się skomplikowało więc może to samo tylko nieco
prościej: stary, bez nazwiska tudzież wsparcia kogoś
mocnego nawet się do Tych Wiedzących nie zbliżaj! Elita!
Jesteś zbyt malutki na cokolwiek a już na zajęcie czasu i
odpowiedź na małe pytanko to już na pewno. Na co więc można
liczyć? Na pewno na ludzi którzy tak samo jak ty stawiają
swoje pierwsze kroki, są pełni zapału, mają chęci i chcą
ci pomóc. Niestety, zazwyczaj nie znają oni rozwiązania dręczącego
cię problemu... W zaistniałej sytuacji albo powtarzasz numer
z barem albo czekasz na cud.
Cuda jednak się zdarzają i oto
nadchodzi odpowiedź na twoje pytanie od kogoś Bardzo
Wielkiego. Teraz robota już idzie jak z płatka. Zamieniasz
swoją wstępną ideę na całkiem konkretny, namacalny wręcz
zamysł, przeszedłeś FWO, praca idzie koncertowo. Jak każda
praca, tak i ta wymaga pewnego czasu na wykonanie. Powołam się
jeszcze raz na te same wzory fizykochemiczne, z których jasno
wynika, że ilość energii poświęcona na pracę jest
odwrotnie proporcjonalna do tejże efektu i nie jest to wcale
zwykła odwrotność, ale dochodzą jeszcze wzory modyfikujące,
dorzucające swoje trzy grosze w postaci ujemnego współczynnika
samozadowolenia rosnącego w czasie pomnożonego o wskaźnik
napięcia nerwów. Dokonując obliczeń i przekształceń
jasno wynika, że możesz zapomnieć o zadowoleniu ze swojej
produkcji. Tak dzieje się jednak przy pierwszym do niej podejściu.
Sytuacja zmienia się diametralnie kiedy do tego samego tematu
podchodzisz po raz drugi czy też trzeci. Im ilość podejść
rośnie w kierunku "n", tym wynik końcowy jest
lepszy i krzepiący. Wniosek: nigdy nie pchaj się "w
ludzi" jeśli nie masz na koncie przynajmniej kilku podejść
do tematu. Inaczej będzie to praca zbędna a rachunek
probabilistyczny skazuje wręcz twoją produkcję na niebyt i
szybkie F8.
Jednak nie jest tak źle. To co w teorii
nie zawsze ma się do tego co w praktyce. Jak już wcześniej
zostało wspomniane, cuda się zdarzają. Jednak jest to
margines statystyczny i jako taki nie podlega niniejszym
rozpatrzeniu. Skupmy się na dalszym procesie powstawania
produkcji. Dla przypomnienia: odrobiliśmy zadanie praktyczne
w knajpie oraz przeszliśmy pomyślnie FWO. Czas teraz na
techniczne przyobleczenie naszej idei w elektroniczne ciało,
a więc nadanie jej pewnej formy. Już drzewiej zauważono, że
nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem. Z tego więc
powodu nadanie odpowiedniej formy swojemu dziełu jest o tyleż
istotne, co w efekcie rzutujące na powodzenie całości.
Dlaczego? Bowiem nikt nie kupi towaru źle opakowanego, ba,
posiadającego błędy. A więc forma! Forma przyobleczenia
idei w "ciało" jest zależna od rodzaju tworu jaki
zamierzamy stworzyć. Najogólniej rzecz biorąc i ujmując
rodzajów tejże może być kilka:
1. forma ekstremów stosowanych, :-)
2. forma ekstrapolacji nielinearnej, :-))
3. forma kasacji strukturalno - wizyjnej.
:-)))
Omówmy pokrótce każdy z rodzajów:
Ekstrema stosowane są przy produkcji dem,
modów i tekstów. Cała filozofia posługiwania się
ekstremami sprowadza się do tak zwanego (chamsko) przeginania
pały w jedną albo w drugą stronę. Np. demo może być
przebajerzone, przekombinowane, przesłodzone, i cała masa
innych prze. Ale równie dobrze może być zbyt ascetyczne,
zbyt prostackie, zbyt trywialne i inne zbyt. Podobnie z modem,
ale chyba najwyraźniej zasada stosowania formy ekstremów
stosowanych jest widoczna w tekstach. Tu pole do popisu jest
straszliwie wielkie a biedni czytelnicy nawet nie są w stanie
stwierdzić jak bardzo się nimi manipuluje. Jak więc widać
cała filozofia zasadza się na umiejętnym przegięciu pały.
Na tyle umiejętnym, by produkcja była szokiem estetycznym,
ale też by była dalej strawna. Jest to metoda w miarę
skomplikowana i notuje się stały wzrost jej popularności.
Ekstrapolacja nielinearna ma już swoją
historię, swoje dokonania i jest, jako metoda doświadczona,
chętnie wykorzystywana przez młodych twórców. Ale o co
chodzi? W dużym skrócie można powiedzieć tak: Stosowanie
tejże formy jest uwarunkowane wystąpieniem jednego ale za to
dosyć podstawowego założenia - płytkości przesłania
tudzież braku motywów powstania (a to akurat zdaje się występować
nazbyt często). Przy spełnieniu początkowych założeń
okazuje się, że ekstrapolacja nielinearna pozwala wydobyć z
beznadziejnie miernego pomysłu (lub nawet jego całkowitego
braku) (odnosi się to też do przesłania/zamysłu), całkiem
ciekawe wnioski/efekty/idee. Jawnym przykładem takiej
produkcji jest ta, którą właśnie czytasz, Drogi
Czytelniku. Efekt pływów mózgowych autora poskutkował czymś
co brzmi jak elaborat, ergo: wie on o co chodzi i pewnie ma
rację. Na marginesie trzeba przyznać, że ekstrapolacja jest
metodą często stosowaną przez studentów (zwłaszcza przy
pisaniu magisterek). Jako metoda sprawdzona w niejednej
sytuacji cieszy się ona niesłabnącym powodzeniem i wzięciem.
Stopień komplikacji - od w miarę średniego do absurdalnie
niemożliwego.
Forma kasacji strukturalno - wizyjnej
jest formą młodą. Rzadko się ją stosuje a to przez jej
skomplikowanie i wymagania sprzętowe i ludzkie. Jest to
wymarzona forma dzieła, w którą wszyscy geniusze najchętniej
ubraliby swoje wypociny. Jest to doskonałość wcielona, krew
i wino tworzonej produkcji, Mekka i obiekt westchnień
znakomitej większości twórców. Gdyby Einstein żył, właśnie
w tę formę wpakowałby swoje teorie względności. Na czym
owa metoda polega? Założenia są proste (jak w przypadku każdej
genialności): dajemy człowiekowi w mordę tak, że później
to już może on tylko usiąść i się modlić. Czym dajemy w
mordę? Swoją skondensowaną w produkcji ideą, swoim zamysłem,
sensem naszego przesłania. Uderzamy w słuchacza/oglądacza/czytelnika
zwartym przekazem intelektualno - wizyjnym, ubranym w
psychologiczną, podprogową strukturę ofensywną (stąd
nazwa). Efekt jest piorunujący: febryczne drżenie rąk,
nieskoordynowane ruchy gałek ocznych, czasem pojawia się ślinienie
zazdrosne jako efekt wtórny. Człowiek przytłoczony jest
emanacją boskiej idei i jako stojący w obliczu Światła ma
dwa wyjścia: jeśli jest człowiekiem wielkiej wiary staje się
w tym momencie świętym/oświeconym, jeśli jest małej wiary
- zostaje skasowany (stąd nazwa) wielkością i rozmachem.
Metoda jest wspaniała ale jej wymagania stawiane twórcom są
olbrzymie. Na dzień dobry: twórca ma być geniuszem, ma
posiadać fanatyczną i paranoiczną osobowość przekonaną
tylko i wyłącznie o swojej racji; jako że produkt ma być
najwyższej jakości - wymagany jest sprzęt klasy najwyższej.
Jak więc widać, ta forma jest czystą abstrakcją do której
dążyć mogą tylko najlepsi.
Po przyobleczeniu dzieła w formę
nastaje czas ostatecznych szlifów, wyrównywania nierówności,
dostrajania i poprawiania lekkich niedociągnięć. A później
czas na najlepsze czyli na wysłanie swego dzieła w świat i
w cholerę. W zależności od konstrukcji psychicznej twórcy
może on w tym momencie się urżnąć i położyć lagę na
wszystko w usilnym poszukiwaniu kolejnych pomysłów w
barowych kuluarach, ewentualnie może opróżniać dwie paczki
papierosów dziennie, męczyć żołądek wrzodami i
ahigienicznie zagryzać palce w oczekiwaniu co też się teraz
stanie. No i można zapić się na śmierć, można też umrzeć
na raka płuc, mogą zniszczyć cię wrzody a i tak nie
doczekasz się niczego. Powód? TWOJA PRODUKCJA JEST NIEŚWIEŻA!!!
Okazuje się, że inni zrobili już coś podobnego ale zawsze
szybciej, zawsze lepiej i zawsze okazalej. Widząc to nie
pozostaje ci nic innego jak tylko ruszyć do baru i zapić
smutki. No i później mówią, że historia lubi się
powtarzać...
PS. Ogólne :-))) |
Scena
komputerowa, co to jest?
Czy
to czary?
Demony
wojny
Kim
zostanę gdy dorosnę?
W
sprawie magów...
Scenowa
masoneria
Międzyludzki
wymiar sceny
Jak
to się robi na południu...
Scene
Corner w CDA - po co?
Sodoma
i Gomora czyli powstania produkcji opisanie...
O
wyższości sceny nad świętami Bożego Narodzenia
Nawrócony
na Atari
Z
deka krytyki...
Wywiad
z Vasco/Tristesse
Sprawozdanie
z wywiadu z zespołem Aural Planet
|